2 sty | Posted by snomals | no comments |
Znacie taką bajkę za siedmioma górami, za siedmioma lasami żyły sobie…. malamuty. Tak, tak właśnie! Malamuty bardzo lubiły podróżować, poznawać nowe tereny, zdobywać nowe góry oraz zawierać nowe ciekawe psie znajomości. Celem ich istnienia było przeć zawsze na przód, czy to lód, śnieg, deszcze, niska temperatura żadne przeciwności przyrodnicze nie miały znaczenia! Psy te kochały człowieka albo żeby lepiej sprecyzować dobrego człowieka, takiego który je kochał i poświęcał im swój, jak wiecie we współczesnych realiach cenny czas. Najistotniejsze jest to co dajecie innym! Nie chcę tutaj sprowadzać psa do poziomu człowieka, ale ogólnie chodzi o dawanie! Wiecie zmierzam do tego że psy są naprawdę dużo lepsze od ludzi, kochają bezgranicznie, ufają człowiekowi. No dobrze prawie bez graniczne, może podzielmy tą ufność do ilości przysmaków o TAK! Malamut za przysmak zrobi prawie wszystko.
Chwila, chwila, trochę się rozpisałam, a miało być o wyprawie w Beskid Sądecki! Jak co roku zaplanowaliśmy wyjazd w okresie sylwestrowym w góry. Zabraliśmy w tym roku tylko jednego psa Finnicka ze względu na duże ceny noclegu. Tym razem wybraliśmy okolice Piwnicznej Zdrój. W tym roku śniegu brak, nawet w górach. Sylwester plus 10 stopni, co nie którzy to w spodenkach biegali przy oblewaniu Nowego Roku, bo tak ciepło było. Cześć Beskidu Śląskiego już mieliśmy okazję zwiedzać dwa lata temu podczas wizyty w Szczawnicy, piękne okolice. W pierwszy dzień naszej wizyty podjęliśmy podejście na Przehybę. Trasa była ciężka, temperatura w dolnych partiach na plusie, po drodze zapadający się śnieg. W wyższych partiach mocno wiejący wiat. Tak, czyli to co najbardziej lubią malamuty! Szkoda, że MY ludzie nie mamy takiego podszerstaka, który by sprawiał że wiatr mamy tam gdzie słońce nie dochodzi. Szczerze mówiąc, po drodze to nas już trochę siły opuszczały. Zapadający się śnieg utrudniał sprawne pokonywanie odcinków. Dotarliśmy do schroniska Przehyba ostatkiem sił i bez pytania wpakowaliśmy się z piesami do środka. Przehyba jest świetnym punktem widokowym na Tatry. Trafiliśmy akurat jak słońce zachodziło na Tatry, niesamowity widok.
Schodzimy z powrotem robi się już ciemniej, idziemy jednak szlakiem, bo jak się okazało w drodze do Przehyby nie zauważyliśmy odbicia szlaku i poszliśmy drogą rowerową. Wędrujemy już o zmroku, ja tam lubię takie ekstremalne wyzwania. Jak ma się dobre latarki to można najciemniejszą nocą zwiedzać góry. Późnym wieczorem docieramy do naszego hotelu. Zmęczeni ale szczęśliwi udajemy się na spoczynek, a właściwie nazywając, jesteśmy mocno “ściorani” i padamy jak muchy. Nawet malamuty się zmęczyły, co się im rzadko zdarza i po posiłku natychmiast zasypiają.
Kolejny dzień, kolejne wyzwania. Plan zdobycie Radziejowej, pokonując około 5 km po mało uczęszczanym szlaku dochodzimy do chaty Kordowiec, wówczas uświadamiamy sobie, że jak mamy dotrwać dzisiaj do północy (dziś sylwester), to osiągnięcie Radziejowej w tych warunkach spowoduje, że nie dotrwamy nawet do północy… Postanawiamy zatem zawrócić.
Kolejne dni spędzamy na zwiedzaniu okolicy, odwiedzamy takie miejsca jak platforma widokowa w Woli Kroguleckiej, Zamek w Rytrze czy schronisko w Cyrli. W tych dniach pogoda jest już bardziej sprzyjająca. Wyjazd oceniamy bardzo pozytywnie mimo braku śniegu ! Chyba ta wiosna nas za bardzo lubi.
Beskid Sądecki to idealne miejsce na spacery z psami, panuje tam zadziwiający spokój. Szlaki nie są przesadnie oblegane, co jakiś czas turysta się trafi ale bez przepychania się na szlaku. Zapewne jeszcze tam wrócimy.
Zdjęcia jak zwykle znajdziecie w naszej galerii.